Funkcjonujemy zawsze na jakimś tle. Mogą być takie tła, na które nie mamy wpływu, oraz te, za które sami odpowiadamy. Ponieważ lato w pełni, dziś nasunął mi się temat balkonów. Balkon, to takie miejsce, że niby „wolnoć Tomku w swoim domku”, ale jednak wystawione na widok publiczny. A wszystko co wystawione na widok publiczny, przestaje być naszą prywatną sprawą i ludzie, którzy to oglądają, mogą swoje zdanie wyrazić. Jako dziecko mieszkałam z rodzicami w przedwojennej kamienicy. Nie było tam balkonów.
Balkon był, odkąd pamiętam, czymś, czego zazdrościłam moim koleżankom i kolegom mieszkającym na nowych osiedlach. Kiedyś jedna z koleżanek zaprosiła mnie do swojego „nowoczesnego” jak mi się wtedy wydawało mieszkania i pozwoliła wyjść na balkon. Jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast tarasiku przeznaczonego do relaksu zobaczyłam składowisko jakichś gratów, prawie jak w piwnicy. Miałam może 12 lat i już wtedy czułam, że coś z tym balkonem jest nie tak.
No i cóż powiedzieć. Od tego czasu niewiele się zmieniło. Przechadzając się po pierwszym lepszym prowincjonalnym osiedlu widać, że tu królują balkony, na których w marcu leżą jeszcze smętne kikuty uschłych choinek, stoją stare zdezelowane szafki, oraz permanentnie suszy się pranie, oczywiście nie poniżej, a zdecydowanie powyżej linii balustrady, tak żeby wszyscy mogli podziwiać ogromniaste gacie i sprane podkoszulki.
Nie jestem w stanie pojąć, jak można powiesić na balkonie podsufitową suszarkę, tuż przed oknem pokoju dziennego. I w piękny, słoneczny, wiosenny dzień , zamiast oglądać kwitnące na działkach jabłonie (widok z tegoż balkonu), ktoś woli sobie popatrzeć na swoje lekko nadużyte gatki i rozciągniętą piżamę. Moje poczucie estetyki zostało zdruzgotane. To jest przykład autentyczny, patrzę na niego, niestety, często ponieważ znajduje się naprzeciwko mojego balkonu, na którym od wiosny, do jesieni, jeśli tylko aura sprzyja, przebywam. Piję tam kawę. Czytam. Rozmyślam. Piszę. Wystawiam nogi do słońca. Podziwiam moje surfinie. Po prostu uwielbiam to miejsce.
Przywiozłam ten zwyczaj z wakacji w krajach południowoeuropejskich. Kiedy po raz pierwszy dotarłam do Grecji, oglądając mój apartament zdziwiłam się , że w pomieszczeniu nie ma stołu i krzeseł. Już chciałam interweniować, kiedy mąż zauważył, że wszystko, czego potrzeba do stołowania się i relaksu jest na balkonie:) I rzeczywiście, okazało się , że to tam toczyło się nasze życie „domowe” po zejściu z plaży, czy z basenu. I wieczorne popijanie drinków przy świecach , kiedy nasz roczny wówczas synek, już sobie spokojnie spał w pokoju. Ten zwyczaj z drinkami i świecami również celebrujemy w domu, w letnie ciepłe wieczory. Polecam zamiast telewizji:)
Nie twierdzę, że każdy musi być takim nawiedzonym estetą, jak ja (w 2013 roku zostałam jedną z laureatek ogólnopolskiego konkursu miesięcznika „Moje Mieszkanie” (nr 11 /183/) na najpiękniej zaaranżowany balkon, fotki pochodzą właśnie z tej sesji).
Ważne jednak, by mieć świadomość, że ten nasz balkon, po pierwsze świadczy o nas, a po drugie jest częścią przestrzeni publicznej, o którą wszyscy powinniśmy zadbać. Jeśli więc balustrada jest ażurowa, uprzątnijmy nieco balkon, aby przechodnie nie musieli oglądać naszego bałaganu. Jeśli suszymy pranie, ustawiajmy suszarki podłogowe. Wiem, że dla niektórych (a może dla większości) wystawienie skrzynki z kwiatami jest już działaniem ponad możliwości, niemniej jednak warto rozpatrzyć taką możliwość, bo nasze bloczyska są tak szare i przygnębiające, że chociaż te skrzynki z kwiatami dodają im trochę uroku.
No i pozostaje jeszcze kwestia samozadowolenia. To niesamowita frajda, posiedzieć sobie na balkonie wśród zieleni i kwiatów, wystawić twarz do słońca, popijając mrożoną kawę, czy racząc się deserem lodowym. Przypomnieć sobie wakacje spędzone na południu Europy. To bardzo ważne jak wygląda ta chwila, którą darujemy same sobie. Niech będzie najbardziej luksusowa i relaksująca, na jaką nas stać. Nawet jeśli tylko tylko na własnym balkonie.