W czasach, kiedy bezmyślnie konsumując, coraz bardziej ślizgamy się po powierzchni wszystkiego, a wartości takie jak szacunek dla drugiego człowieka wydają się nam wstydliwie patetyczne, warto poszukiwać źródeł, które pomogą nam przywrócić właściwy sposób widzenia świata. Temat, który dziś podejmuję i książki, które polecam nie należą do łatwych. To są książki, które bolą, poruszają głęboko, są trochę jak operacja na otwartym sercu, której musimy się poddać, bo jest dla nas jedynym ratunkiem. Godzimy się na nią, bo wiemy, że mimo dotkliwego bólu ma szansę nas uzdrowić.
Kiedy po lekturze długo nie mogłam zasnąć, leżąc odrętwiała w łóżku, zastanawiałam się kiedy i w jaki sposób zacznę opowiadać synowi o tym, co się wydarzyło w Królestwie za mgłą.
Uświadamiam sobie, jak ogromnym kapitałem psychologicznym, społecznym, a nawet egzystencjalnym jest szacunek. To dzięki niemu możemy okiełznać instynkty, które puszczone samopas, dokonują gwałtu na człowieczeństwie.
Ich celem jest zawsze, w pierwszej kolejności, bezbronne ciało innego człowieka.
Dlaczego właśnie ona, ta mizerniutka, drobna, starsza pani?
Kiedyś, to było nawet tutaj, na blogu, w rozmowie, która toczyła się pod jednym z wpisów powiedziałam, że najbardziej szanuję, podziwiam i czuję się wręcz onieśmielona wobec ludzi, którzy przeszli w swoim życiu niewyobrażalne tragedie, doświadczyli każdego zła jakie tylko człowiek może wyrządzić człowiekowi, a jednak nadal stoją po stronie wartości humanistycznych, nadal wierzą w dobro i w piękno, i próbują odnajdywać je w świecie. Otóż taką właśnie osobą jest autorka książek, które dziś przedstawiam.
Twórca i tworzywo.
Literatura jest narzędziem poznania człowieka, jego uczuć, motywacji, mentalności; poznania tego, co wyzwala w nas dobro, ale też tego, co wyzwala zło. Możemy stworzyć sobie w ten sposób pewien uniwersalny wzorzec człowieczeństwa.
O Pani Zofii nie można mówić, nie postrzegając jej przez pryzmat literatury. Jej życie zdeterminował fakt, że była więźniarką Auschwitz, potem Ravensbruck i Neustadt-Glewe. Na tych doświadczeniach oparta jest jej literacka twórczość.
Świat usłyszał o Pani Zofii Posmysz w roku 1963, kiedy na ekran wszedł film Andrzeja Munka „Pasażerka”, zrealizowany na podstawie jej zamysłu twórczego. Film okazał się sukcesem, zdobył jedną z nagród na festiwalu w Cannes. Nowatorstwo w przedstawieniu tematu polegało na tym, że narracja w filmie toczy się z poziomu byłej esesmanki, która próbuje wytłumaczyć swoje relacje z podległą sobie więźniarką. Przez Polskę, a może nawet Europę, przetoczyła się wówczas fala dyskusji, czy wolno pokazywać, że oprawcy zdolni byli czasem do odnajdywania w sobie ludzkich uczuć w stosunku do więźniów.
Tymczasem w tym właśnie tkwi klucz do twórczości Pani Zofii, która mówi o sobie: „To też jest temat na książkę: wypranie mózgu sprawcy. Proces, w którym zdyscyplinowany funkcjonariusz staje się wyzutym z emocji trybikiem w maszynie. Mnie, przyznam, interesował ten odwrotny proces. Gdy esesman odnajdywał w sobie na powrót człowieka”.
„Wakacje nad Adriatykiem”.
Ja poznałam Panią Zofię poprzez powieść „Wakacje nad Adriatykiem”. Bohaterka, spędzająca kilka lat po wojnie wakacje na plaży na południu Europy, słyszy nagle obok siebie charakterystyczny, twardy język i głos, który wywołuje lawinę traumatycznych wspomnień. Cała akcja koncentruje się na owej zalanej słońcem plaży, symbolu beztroski i hedonizmu, na której bohaterka co chwilę „zapada się” w tragiczne wspomnienia.
Pytanie brzmi: czy to możliwe, że to on, strażnik z Auschwitz? Konstrukcja powieści jest jednak bardzo wyważona. Kiedy obrazy ze wspomnień stają się dla czytelnika zbyt bolesne, autorka przenosi nas na powrót do współczesności, gdzie toczy się normalne, wesołe życie plażowiczów. Ten kontrast jest podstawą do głębokiej refleksji: jak to możliwe, że świat dalej się dzieje, jak gdyby nigdy nic?
Literatura Pani Zofii nie jest tylko kroniką wydarzeń, jak ma to zwykle miejsce w przypadku literatury obozowej. Dzięki artystycznej wrażliwości, autorka w realistycznych opisach obozowego życia przemyca znamiona symbolu, odwiecznej walki dobra ze złem, która odbywa się w człowieku.
Otwarcie i odważnie pisze o klasowej strukturze obozu, o przebłyskach człowieczeństwa u katów oraz o obniżaniu się poprzeczki etycznej u ofiar, które chcąc chronić siebie stają się zobojętniałe na okrucieństwo wobec innych. Pokazuje jednak, że nie możemy ze swojej perspektywy, sytości i bezpieczeństwa, oceniać postępowania ludzi funkcjonujących w warunkach granicznych, bo „(…) nieobliczalne jest ciało spragnione strawy, suchości i ciepła”. Na tej bazie osadzone jest wszystko, co Pani Zofia pisze o obozie.
Drugą absolutnie nowatorską płaszczyzną jest pokazanie tego przerażającego miejsca w mitologicznej konwencji mrocznego królestwa, jak widziała je koleżanka autorki, Zofia Jachimczak- Ptaszka.
To właśnie historię przyjaźni z Ptaszką przedstawiają obozowe retrospekcje, których doświadcza na plaży bohaterka powieści. Jest silniejsza i zaradniejsza, dlatego ze wszystkich sił stara się opiekować bezbronną wobec obozowej rzeczywistości Ptaszką. Opiekuje się nią do samego końca, pilnując by z martwego ciała przyjaciółki nie za szybko zerwano ubranie: „(…) przykucam przy Ptaszce, a raczej przy tym, co nią było, tak nic teraz w niej indywidualnego, nawet ręce są bez wyrazu, jedyne co wyróżnia ją od tamtych ze stosu, to koszulina, kiedy odejdę, zerwą z niej ten ostatni ludzki wyróżnik”.
„Królestwo za mgłą”.
Książka „Królestwo za mgłą” to zapis rozmowy, jaką z Panią Zofią Posmysz przeprowadził dziennikarz i historyk, Michał Wójcik. Trzeba przyznać, że ta rozmowa została wspaniale przez dziennikarza poprowadzona, ze znawstwem tematu, ale też z taktem wobec rozmówczyni, z wyczuciem granicy.
Po tę książkę sięgnęłam już po przeczytaniu „Wakacji nad Adriatykiem” i sądzę, że była to dobra kolejność. Pani Zofia, dziś dziewięćdziesięcioczterolatka, opowiada w niej swoje życie. Wyłania się z tej opowieści obraz łagodnej i wrażliwej, a zarazem silnej i zaradnej dziewczyny (trafiła do obozu w wieku lat dziewiętnastu), potem kobiety. Przychodzi mi do głowy, że to w tym właśnie tkwi jej niezwykłość, w odnajdywaniu się, balansowaniu pomiędzy wrażliwością, a zaradnością; pomiędzy łagodnością, a siłą.
Czytając, zaczynam nagle rozumieć coś jeszcze, coś co do tej pory umykało mojej świadomości: jak bardzo obóz musiał być dotkliwy, przerażający i upokarzający dla kobiet, biorąc pod uwagę naszą fizjologię i cielesność.
A potem, już po zakończeniu wojny, podczas długiego i wyczerpującego powrotu do domu…: „A koleżankom nie byłoby lepiej siedzieć w domu, zamiast tłuc się po pociągach? – zagadnął nas w pociągu polski oficer. Z kolei żołnierze radzieccy w ogóle się nie krępowali. Eto wsio nasze – wskazywali za okno. Wy toże nasze – mówili. Ta ich bezceremonialna szczerość była porażająca, tak jak brak reakcji ze strony polskich oficerów. Gdy czerwonoarmiści nastawali na dziewczyny, polscy wojskowi odwracali głowy. A jeden nawet powiedział, zapamiętam to do końca życia: Godziłyście się na Niemców, to co wam szkodzi raz jeszcze?”
Jestem wdzięczna Pani Zofii za to poruszające świadectwo, tym bardziej przejmujące, że opowiadane ze spokojem, łagodnością, bez cienia litości dla samej siebie, bez krzty użalenia się nad sobą i swoim losem. To jest „po prostu” opowieść o rzeczach, jakie nie mieszczą nam się w głowie.
&
„Tymczasem ta wizja obozu jako świata z bajki towarzyszyła mi od lat. Wydaje mi się, że Ptaszka widziała obóz w konwencji mitologicznej, bo jej ojciec był germanistą. Znał dzieje tych wszystkich Odynów i Zygfrydów. Dumnych bogów, mściwych herosów. Ptaszka mogła być tym karmiona w dzieciństwie. Dlaczego przełożyła te mity na rzeczywistość Auschwitz? Była wrażliwa, a w obozie bezbronna. Nie mogąc tej rzeczywistości pojąć, zrozumieć racjonalnie, uciekała do innego świata. Pamiętam, jak nagle zmieniała się na twarzy, gdy na przykład w deszczu dostrzegła esesmankę w pelerynie. One używały takich gumowych płaszczy, które zmieniały ich figury. Patrz!- wołała- Gudrun! I już kojarzyła esesmankę z postacią mitologiczną.
Obóz to było Królestwo. Wieże strażników to wieże zamkowe. Strażnicy na wieżach to rycerze. I psy też, psy-rycerze. Może to rozbrajało grozę, może łatwiej jej było te lagrową rzeczywistość oswajać. Nie wiem, czy zwrócił Pan uwagę, jak baśnie, które opowiadamy dzieciom, są okrutne. Mord za mordem, trup za trupem, obcięte głowy, podpalenia, porwania. Mimo to baśnie rozbrajają grozę życia. To jest ich funkcja”.
&
Pani Zofia przebywała w obozie Auschwitz od 1942 roku, aż do ostatecznej ewakuacji więźniów w głąb Rzeszy w 1945 roku, nazywanej Marszem Śmierci. Była ofiarą nazistowskich eksperymentów pseudomedycznych. Po wojnie była dziennikarką Polskiego Radia, autorką słynnego słuchowiska „W Jezioranach”. Wyszła za mąż, ale nie mogła mieć dzieci. Nigdy nie usunęła wytatuowanego na przedramieniu numeru: 7566. Ludzie nadal przyglądają mu się z niedowierzaniem.
Pozdrawiam ♥